Wydawnictwo:
Czwarta Strona
Data wydania:
29.01.2020
Kategoria:
Kryminał, obyczaj
Ocena:
3/6
Z tego miejsca, kochani,
chciałabym was przeprosić, że tak rzadko tu jestem. Nie sądzę by miało się to w
najbliższym czasie zmienić, aczkolwiek będę się starać. :)
Jest zimny styczniowy poranek i Szetlandy pokrywa gruba warstwa śniegu. Wzrok brnącej do domu Fran Hunter przyciąga barwna plama na zamarzniętej ziemi i krążące nad nią kruki. Okazuje się, że są to zwłoki jej uduszonej nastoletniej sąsiadki, Catherine Ross.
Mieszkańcy spokojnej wyspy skupiają oskarżycielskie spojrzenia na jednym człowieku, samotniku Magnusie. Ale kiedy detektyw Jimmy Perez i jego koledzy ze Szkocji upierają się, aby przeprowadzić dochodzenie, całą społeczność ogarnia atmosfera podejrzliwości i strachu.
Po raz pierwszy od lat sąsiedzi Catherine nerwowo ryglują drzwi, zdając sobie sprawę, że pośród nich mieszka morderca.
Do tej książki
podchodziłam z jakimś nieokreślonym sceptycyzmem. Może wynikało to z tego, że do
tej pory, w powieściach obejmujących małą społeczność nie potrafiłam się
odnaleźć. Ani Lackberg ani Puzyńska nie przekonały mnie do tego typu historii i
niestety, pani Cleeves też się to nie udało.
Zacznę od tego, że tempo
historii było dla mnie rozwleczone. Codzienność w Szetlandach była
przedstawiona z kilku perspektyw, ale miałam wrażenie, że niektóre sceny były
na siłę, jakby autorka chciała zwrócić moją uwagę na coś innego niż morderstwo.
Coś, co w gruncie rzeczy było mało istotne i nie miało znaczenia fabularnego.
Wytrącało mnie to z równowagi i potem miałam problem, żeby skupić się na
głównej osi fabularnej.
Jednak muszę pochwalić
autorkę za zbudowany klimat. Bardzo mocno szło odczuć takie emocje jak brak
zaufania między mieszkańcami, a tajemnice spowijały Szetlandy niczym pokrywa
śniegu. Atmosfera w powieści była wręcz momentami dusząca, ale to nie sprawiło,
że pokochałam tę historię.
Powieść była zbyt
schematyczna i przewidywalna, wątki rozwleczone, i nim doszło do punktu
kulminacyjnego, to ja już byłam zwyczajnie zmęczona. Zaś samo rozwiązanie
zagadki morderstwa nie wywołało u mnie żadnego „wow” — a liczyłam na to.
Książkę można przeczytać,
bo styl autorki jest przystępny, ale nie jest to tytuł, który na dłużej
zapadnie mi w pamięci.
Myślę ,że w wolnej chwili mogłabym sięgnąć po ten tytuł. 😊
OdpowiedzUsuńCzasami przewidywalność w książkach mi nie przeszkadza. Widzę, że w tym przypadku to nie jest największy problem tej książki. Nie sądzę, że ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Jestem ciekawa tego szetlandzkiego cyklu i mimo twojej umiarkowanej opinii pewnie kiedyś siegne po te książki
OdpowiedzUsuń