Ten wpis powstał z potrzeby wyrzucenia z siebie
sporej ilości emocji, dlatego z góry przepraszam, jeśli te emocje zbyt mocno
odczujecie w poniższych słowach.
Czasem mam wrażenie, że ludzie nie rozumieją, że
pies ma prawo być taki i owaki, i póki nie jest dla nikogo żadnym zagrożeniem
to nie powinno się czepiać jego, ani tym bardziej jego właścicieli.
Panda jest kundelkiem, waży dziesięć kilo i mówiąc
wprost, nie przepada za ludźmi. To nie tak, że ich atakuje, czy każdego
obszczekuje, ale lubi mieć święty spokój. Dlatego, kiedy z nią spaceruję nie
pozwalam obcym do niej podchodzić i jej głaskać, dzieci też nie mogą się
zbliżać. Panda akceptuje obcych dopiero po dłuższej chwili, potrzebuje ich
poznać na własnych zasadach.
Sytuacja
sprzed paru dni. Łazimy po osiedlu, krótki spacer, bo pada. I idzie
matka z kilkuletnim chłopcem. I ten chłopiec, widząc mojego psa, bez słowa
zapytania podleciał i był gotów ją pogłaskać. Ja szybko skróciłam smycz i
stanowczo powiedziałam, żeby jej nie dotykał. Chłopiec chyba się przestraszył,
bo uciekł do matki, a kobieta mijając mnie rzuciła mi jakieś niezadowolone
spojrzenie. Na szczęście odpuściła sobie głupi komentarz. Za to ja miałam
ochotę jej wygarnąć, bo nawet słowem się nie odezwała, kiedy jej dzieciak
leciał do mojego psa. Ciekawe, czy jakbym prowadziła owczarka niemieckiego to
też byłaby taka obojętna?
Oczywiście takie sytuacje są wyjątkowo rzadko, to
była chyba druga taka, ale i tak mi podnosi to ciśnienie. Ja jakoś nie latam do
obcych dzieci i ich nie głaszczę, więc analogicznie nie życzę sobie, żeby ktoś
macał mi psa.
No dobra, to jedna sprawa. Druga sprawa to wojna
psiarzy z rodzicami. Osiedle, na którym mieszkamy składa się de facto z dwóch
rzeczy: bloków mieszkalnych i placów zbaw. Mamy jeden park (z placem zabaw
oczywiście), na który psy mają zakaz (no przecież). I tak dla ozdoby mamy
jakieś trawniki. Małe, ciągnące się wzdłuż ulic. Krótko rzecz ujmując, na
osiedlu nie ma miejsca, gdzie można byłoby spuścić psa, żeby się wybiegał. Ale
żeby było jeszcze fajniej — wspólnota bloku, w którym mieszkam kilka miesięcy
temu wpadła na genialny pomysł postawienia tablic z zakazem wprowadzania psów
na tereny zielone! Chodzi o takie dwa miejsca, gdzie jest większy pas zieleni,
ale zaraz obok są dwa place zabaw. Napomknę tylko, że ten pomysł nie został
zatwierdzony przez mieszkańców, a przez sam zarząd. Tego nawet lepiej nie
komentować. No i tablice sobie stoją. Ale my, właściciele, pozwalamy psom łazić
po tych trawnikach (bez zbliżania się do placu zabaw), bo, kurde, wolno im!
Akurat tak mówi prawo o Ochronie Zwierząt, więc te tablice to wiadomo, gdzie
można sobie wsadzić. ;)
I jakiś czas temu byłam z Pandą na spacerze,
łaziła sobie po tym trawniku. Nagle madka
ze swoim bąbelkiem w wózku pojawia się i jak tylko zobaczyła Pandę od razu
się odpaliła.
„Nie wolno tutaj być z psem! Nie widzi pani tych
tablic?!”.
Kulturalnie ją olałam, bo nie miałam ochoty na
bezsensowne dyskusje. Ale zawzięta baba była.
„Tu jest zakaz!”.
Odparłam, że zakaz nie ma mocy prawnej i pies może
tutaj przebywać. To wyjechała mi z tekstem, że zaraz zrobi mi zdjęcie i będę
miała kłopoty, bo zgłosi mnie tam gdzie trzeba! (gdzie, nie powiedziała). Powiedzcie,
jak się nie wkurzyć?
Panda jak miała 5 miesięcy. |
Ja oczywiście nie mówię, że właściciele psów są
całkowicie bez winy. Codziennie na trawnikach i chodnikach widuję pozostawione
po psach niespodzianki, co mnie tak samo wkurza. Psy bywają też głośne, co
również może być upierdliwe. Ale mam wrażenie, że niektórzy ludzie mają
naprawdę zaściankowe myślenie. Ostatnio przeczytałam opinię na forum, że na
osiedlu nie powinno być w ogóle psów — ich miejsce jest na wsi i nigdzie
indziej, bo w miastach to one się tylko męczą, w dodatku (uwaga!), on nie przyjechał
do miasta po to, żeby psy mu tu sikały! Kurtyna.
Niestety, kiedy szukałam mieszkania nie wiedziałam
jeszcze, że będę mieć psa. Gdybym umiała przewidzieć przyszłość to z pewnością
rozejrzałabym się za okolicą bardziej przyjazną czworonogom.
Wielu ludzi wokół mnie kompletnie nie rozumie
psich potrzeb. Wybieg? A po cholerę? Spacery nie wystarczą? Ale kolejny plac
zabaw to pewnie, postawmy, bo wasze bąbelki mają za mało miejsca do zabawy. A
zaznaczę, że psów u nas jest naprawdę sporo. Ale właściciele tych futrzaków
wciąż żyją na takim marginesie, a ich głosy nie są stanie przebić się przez mur
uprzedzeń, którym otoczone jest nasze osiedle. To przykre, naprawdę.
Ja wiem, że narzekaniem świata nie zmienię, tylko
co innego pozostało, jak rozmowy z ludźmi nic nie dają, bo oni żyją już w swoim
świecie i żadne racjonalne argumenty nie mają tam prawa bytu?
Czasem naprawdę można oszaleć, jak widzi się
ludzką głupotę w wręcz namacalnej formie. ;)
Oj, kochana, bardzo mi przykro, że niektórym ludziom brak empatii i zrozumienia.
OdpowiedzUsuńJa z moim czworonogiem mam odwrotną sytuację. On uwielbia ludzi i ciężko go od nich odciągnąć, a nie lubię też jak inni go głaskają. Współczuję sytuacji na osiedlu.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Powiem Ci, że jestem w szoku po tym wpisie. U mnie, w Krakowie, psy mogą chodzić wszędzie. A mieszkałam już w trzech miejscach w tym mieście. Koło mojego obecnego mieszkania mamy nawet niewielki park TYLKO dla psów. Nie rozumiem też co komu przeszkadza pies na trawniku - oczywiście pod warunkiem, że właściciel zbierze ewentualne niespodzianki, bo nikt chyba nie miałby ochoty w nie wdepnąć i tyczy się to również samego właściciela. A madek z bombelkami nie przegadasz. Zostaje zignorować. Może tak się oburzy, że nie jest pępkiem wszechświata i została olana, że jej żyłka pęknie ;)
OdpowiedzUsuńNiezdyscyplinowane dzieci potrafią mocno zdenerwować. Nie dziwię się zatem. Ale rozbawił mnie ten fragment: "Ja jakoś nie latam do obcych dzieci i ich nie głaszczę" - cudo :D.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Oj współczuję takich nieprzyjemnych sytuacji. Mnie z tego co pamiętam spotkała tylko jedna. Kiedy to taka typowa starsza pani, z typu tych, które nie mają swojego życia i czepiają się o wszystko, zwróciła mi uwagę, że idę z psem chodnikiem. On się nawet nie zatrzymywał, żeby coś powąchać czy się wysikać. My po prostu szliśmy, normalnym chodnikiem, a ta pani wyskakuje z teksem, że ''To nie miejsce dla psów''. No kurcze, przecież nie będę psa przenosiła z miejsca na miejsce, żeby wielka pani była zadowolona.
OdpowiedzUsuń